czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział IV

ZALECANY PODKŁAD MUZYCZNY:
*Yvone*
          
          - Uwaga, będę śpiewał! - oświadczył wszem i wobec Duff. Ten gość wygląda na poważnego, ale to tylko mylne pozory. W rzeczywistości jest Specjalistą Od Zachowań W Pizdę Popierdolonych. Przed chwilą wlazł do szafy i "śpiewa" chyba Love Gun. Steven udaje, że gra na perkusji, a tak naprawdę napierdala w poduszki. Ja robię za chórek i wyciągam moje zajebiste "LOOOF GAAAN LOOOOOOOOOF GAAAN", a Slash się z nas napierdala. Wpadł do walizki Stevena. Swoją zacną ciemną dupą rozpierdolił pięć butelek wódki. No i chuj. Trudno się mówi. 
           - Dobra Duff, teraz ja! 
 - Czyli będzie duet? - zaśmiał się i poruszył brwiami.
- Okej, ale co śpiewamy? 
 - Yyyy...I want to break free? - zgodziłam się. Weszliśmy do mebla i zaczęliśmy drzeć nasze mordy w niebo głosy udając mr. Mercurego. Po kilku sekundach naszego znakomitego występu w szafie grającej usłyszeliśmy jakiś obcy głos. Znaczy ja, bo Duff to raczej nie. Debil wykopał drzwi od szafy drąc się:
 - Wow! Ale szaleństwo! RAK RAK RAK END ROL HAJ SKÓL! 
 - Mamo, aż wstyd się przyznać, ale to są moi koledzy z zespołu - westchnął Izzy. 
 - Przepraszam! Ja odkupię tę szafę, przyrzekam! 
 - Nie trzeba, to było genialne! - a tak odbiegając od tematu tego świra, to czy tam za Izzym nie stoi Tony? Mój kochany braciszek-naukowiec? Pan Profesor na Harvadzie?  Jak byłam mała, robił różne wynalazki, które potem testowałam. Z naukowego punktu widzenia miałam bardzo dużo szczęścia bo nie powinnam przeżyć nawet połowy z tych doświadczeń.  Od razu rzuciłam mu się na szyję. Boże, jak ja się za nim stęskniłam!

Notatki część druga
*Steven*
          Ja chcę czekoladę! Tylko gdzie jest sklep? A no tak! Izzy jest stąd to mnie zaprowadzi.
 - Hej Stradlin, jedziesz ze mną do spożywczego? - chyba wpadłem nie w porę, bo przerwałem mu randkę i to w momencie kiedy się lizali. Mam pięć sekund na ucieczkę. Odrzutowiec w dupie, odpał! Pobiegłem gdzieś w pizdu i wpadłem w Susan. Jeny, jaka ona jest śliczna.
           - O, hej Steven, Izzy Cię szuka.
 - Wiem. On chce mnie zabić, a tak poza tym, to jedziesz ze mną do sklepu?
 - Czym? Izzy Ci auta nie da. Czemu chce Cię zabić? Po co do sklepu?
 - Rowerem! Opowiem Ci po drodze po czekoladę. Ty pojedziesz na ramie jako mój GPS.
 - Okej - udaliśmy się do garażu po rower. Po drodze nuciłem sobie "Love Bomb Baby"
 - No to powiesz? - zniecierpliwiła się Susan
 - Bo mu przerwałem taki fchuj romantyczny pocałunek.
 - Z SANDRĄ!?
- Chyba - resztę drogi milczeliśmy. Weszliśmy do sklepu, kupiliśmy kilka tabliczek i wracając natknęliśmy się jej chłopaka, który wygląda jak kowboj. No kurwa!

*******
Problemy miłosne Stevena... Ehh... Biedny popcorn :'''c

środa, 10 lipca 2013

Rozdział III

ZALECANY PODKŁAD MUZYCZNY:
*Izzy*
           - Ej, idioci! Ruszać te jebane, kurwa, tłuste dupy, bo się, kurwa, spóźnimy! - całkiem miły początek dnia, no nie? Tak to jest, jak Pan Izzy wstanie lewą nogą z łóżka. I tak mnie matka opierdoli za to, co te geje z Yo zrobiły, więc lepiej być na czas. Yvone zawsze jest punktualna. Znaczy była, bo tu, w Hellhause, pod moją opieką została zdeprawowana. Whatever. Co oni tam do złamanego, rudego chuja Axla robią?! Nie wiem no... GWAŁCĄ SIĘ ANALNIE?! Muszę to zobaczyć! Pobiegłem do "tego dużego pokoju na strychu, który podobno należy do mojej siostry", wszedłem bez pukania i przekonałem się, że... śpią. 
           - Sukinsyny, kurwa, rżnięte, wstawać! Indiana czeka!
 - C...co pierdolisz? O - spojrzał na zegarek - trzynastej rano!? - walnął głową w poduszkę
- RUSZAJ DUPĘ, ALBO NIGDZIE NIE JEDZIESZ! - blondyni wstali, znieśli walizki (swoje i Dzwonka). Z racji tego, że Małej nie spieszyło się do tego, żeby wstać z łóżka, Duff wziął ją na ręce i zaniósł do vana, gdzie wszyscy doznali nagłego zastrzyku energii i... zaczęli śpiewać.Jak tylko dojedziemy, osobiście dopilnuję, żeby śpiewanie w samochodzie, gdy podróż wynosi więcej niż godzinę, zostało zakazane. We wszystkich stanach! Bo powiedzcie mi, ile można słuchać wycia Stevena, który próbuje skrzeczeć jak Axl w Sweet child o' mine?  Jeszcze do tego Duff i Slash udają, że grają na gitarach, a Dzwonek bije ich palcami i wykonuje swoje zaskakujące solo perkusyjne. Chwila... Zasnęli! Wszyscy oprócz Hudsona. I chujowi się chyba nie spieszy. Byle tylko milczał...
           - Izzy... Ja chcę kota - no, kurwa, wiedziałem. Zawsze jak JA czegoś chcę, musi być inaczej. 
 - Steven ma alergię - nawet na niego nie spojrzałem, ale dam sobie chuja uciąć, że teraz wygląda jak ten kawaii kotek ze Shreka.
 - Nie prawda. JA CHCĘ KOTA! - zamknij  japę, bo nas zabiję, a Ciebie w pierwszej kolejności! Yvone się obudziła...
 - Jakiego kota, kurwa mać?
 - No zwykłego.
 - Ale ja mam kota. Ty też masz. Steven ma, a Duff ma nawet dwa!
           Wspominałem już, że kocham moją siostrę? Slash się zamknął, nie pozwoliła im śpiewać i BEZPIECZNIE zajechaliśmy pod Paradise. Wysiedliśmy z auta <nareszcie>.  Powitały nas Susan i Sandra. SANDRA. KURWA SANDRA. MOJA KOCHANA SANDRA. JEŚLI ONA KOGOŚ TERAZ MA TO CHUJA ZAPIERDOLĘ TAK, ŻE BĘDZIE MNIE NA KOLANACH Z ZASZYTYMI OCZAMI BŁAGAĆ O ŚMIERĆ.
*******
Rozdział dedykuję Sandrze i Rocky. Kocham was, moje żony i kochanki <3 ;-;

wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział II

ZALECANY PODKŁAD MUZYCZNY:
          Obudziłem się równo w południe. Całą noc nie spałem. Myślałem o tym c mogło się stać i o tym, że jestem idiotą, że mogłem stracić sens życia. Po jeszcze kilku przemyśleniach zszedłem na dół, do kuchni. 
          - Hej Slash, znasz jakiegoś dobrego psychoanalityka? 
 - Pokój na strychu jeden przez dwa - Kudłaty odpowiedział przygryzając tosta i popijając go kawą. Mówił takim w chuj poważnym tonem. Z resztą jak zawsze. Dziwny człowiek. Zabrałem płatki śniadaniowe i poszedłem na górę. Co prawda jedno piętro wyżej, ale zawsze to "góra". 
         - Witaj dziecino! - rzuciłem na powitanie. W pokoju zastałem piszącego Axla, który właśnie wgapiał swoje zielone oczy w to... toła... tao... NO TO KURWA COŚ PRZY CZYM BABY SIĘ TAK PINDRZĄ!  Stały tam jakieś szminki, błyszczyki, pędzle, pudry i inne badziewia. Wisiało nawet boa (O.o) Rudy wskazał mi na wielkie drzwi. Przeszedłem przez nie, do "artystycznej pracowni Panny Isbell". Najpierw musiałem wykonać slalom między sztalugami, które stały tam w celu wysuszenia się znajdujących się na nich dzieł sztuki. Potem musiałem się jeszcze rozejrzeć, żeby dostrzec, że obiekt moich poszukiwań chodzi po wielkim stole kreślarskim.Przy swoim zajebistym metrze pięćdziesiąt siedem po prostu po nim chodziła. Tak było prościej. W ręce trzymała butelkę Jacka Danielsa, do połowy pustą. Zabrałem jej trunek i pouczyłem, że to nie zdrowo pić od rana. 
          - Daruj sobie. Wiesz, że przez wydarzenia ostatniego tygodnia straciłeś w moich oczach. 
 - Wiem. 
 - To teraz opowiedz mi co Cię gnębi. 
 - Skąd wiesz, że coś mi leży na wątrobie?
 - Bo Cię, kurwa, idioto znam. Gadasz czy nie? - i zacząłem moje przemówienie o chwytającym za serce tytule "ja jestem jakiś pomylony". Rozpocząłem od tego, że Mandy mnie zostawiła, przez to, że kumpel wyciągnął kopyta w moim pokoju hotelowym, kończąc na wizycie w szpitalu. 
 - Mogę się pociąć? - takim właśnie akcentem zakończyłem. 
 - Tylko spróbuj, to powiem Izzyemu, po co tak naprawdę byliśmy w szpitalu. 
 - Dobra, odpada. A pojedziesz ze mną do Kambodży? 
 - Czemu do Kambodży? Co masz zamiar tam robić? 
 - Bo to całkiem obce miejsce. Schlejemy się w cztery dupy i zgubimy. 
 - Przecież dokładnie to samo mamy tu. 
 - No tak, zapomniałem. 
           - Dobra, chodź już pomylony człowieku, rzygać mi się chcę od zapachu tej jebanej farby - Yo chwyciła mnie za rękę i pobiegła do kuchni. Pod drodze zgarnęliśmy Rudego, a u celu naszej podróży po domu wpadliśmy w Pana Stradlina. 
 - Masz list z Indiany siostrzyczko moja zdeprawowana. 
 - Kto to? Co chcę? - dopytywałem zaglądając Małej przez ramię. 
 - Susan, otworzyła ośrodek wypoczynkowy w domu babci, zaprasza nas.
 - O co chodzi, że tak drzecie mordy? - zapytał wtaczając się do kuchni Steven. Chyba też miał ciężką noc. 
 - Jedziemy na wakacje!
 - Ja nigdzie nie jadę - rzucił Axl wychodząc z kuchni.
 - Pakować się - westchnął Izzy. Zrobiłem to, o co prosił. Gdy wróciłem na dół, Yo i Stevena nie było. 
 - Gdzie 2/3 naszej niepokonanej trójcy? 
 - Poszli do sklepu po artykuły niezbędne do przeżycia. I o tak mrugali! - w tym momencie nastąpiłą prezentacja mrugania w sposób "o tak!" Znaczy, że są w monopolowym. Nie będę ich szukał. Zaraz wrócą. A nie mówiłem! Ma się wyczucie czasu, no nie? Rozłożyliśmy butelki do naszych toreb i akcja "Izzy żyje w nieświadomości, że kumple z jego zespołu i młodsza siostra przemycają alkohol do Indiany" zakończyła się sukcesem

*****
O kurwa... Palce mnie bolą ;-------;


poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział I

ZALECANY PODKŁAD MUZYCZNY:  Vixen - I want you to rock me
*Duff*

            Od numeru stulecia, który wywinęła nam mała minął już tydzień, ale i tak muszę wam o tym powiedzieć. Siedziałem sobie w kuchni i piłem piwo. W pewnym momencie do moich uszu dobiegł przeraźliwy wrzask Stevena.
                                   -Duff!!! Rusz się kurwa na górę, albo lepiej wezwij karetkę!- tak straszny krzyk mógł oznaczać tylko jedno -  coś się stało z naszym Dzwonkiem.   Wezwałem to całe pogotowie, oczywiście pokłóciłem się ze skurwielami. Pobiegłem zobaczyć co się stało. Załamałem się. Yvone leżała nieprzytomna na  stole kreślarskim. W jej żyle była strzykawka. Jak ona to znalazła? Szukała, to oczywiste. Obiecałem jej, że przestanę brać.  Jeśli coś jej się stało, zabije się. Po kilku minutach, ambulans był już przed domem. Wniosłem Małą do auta i sam tam wszedłem. Steven na pieszo biegł do szpitala, przez 1,5 kilometra I tak był przed nami. Przez pół godziny siedziałem z Popcornem w poczekalni.
 -Patrz jak mi serce napierdala - położyłem jego rękę na moją lewą pierś. Zabrał ją z obrzydzeniem.
-Co ty mi tu z jakimś macaniem wyjeżdżasz?! Lepiej się martw czy Izzy Cię nie zajebie jak karalucha jak się dowie! - kochałem tego idiotę który zawsze mi przypominał w jak beznadziejnej sytuacji się znajduję. Parę minut pźóniej zobaczyłem pielęgniarkę.
-Co z  Dzwonkiem? Żyje? Oddycha? Śpi? Kroplówka? NIECH MI PANI POWIE! – wysoka kobieta uśmiechnęła się do mnie uspokajająco, po czym powiedziała:
- Nic jej nie jest. Organizm silnie zareagował, nie była gotowa na takie… niespodzianki. Za 20 minut wrócicie do domu w kompletnym składzie. - naprawdę mnie uspokoiła, Kocham Yo, dałbym sobie za nią jaja uciąć, Steven z resztą też. On zaczął ją wielbić od razu jak przyjechała, czyli 3 lata temu. Ja wtedy myślałem „Boże czemu każesz nas Aniołkiem z dobrego domu?!”. Już po tygodniu dowiedziałem się jakie było to mylne. Na pierwszej imprezie wypiliśmy w 3 10 litrów wszelkich trunków, Mała chyba najwięcej, ale i tak jej umysł był na tyle trzeźwy, że nie wiadomo w jaki sposób instynkt doprowadził ją do Hellhouse. A teraz leży w szpitalu i to tylko moja wina! O! Chyba już wychodzi! Tak to ona! Podeszła do nas z miną zbitego pieska i już miała przepraszać, obiecywać ,że tak więcej nie zrobi, ale się, kurwa, odezwałem!
-Chciałaś mnie do zgonu doprowadzić?
-Tak, macie próbkę tego co ja przeżywam co tydzień!
-Czyli nie dasz nam jeszcze pożyć? Izzy nas uśmierci za to - kurwa Steven, milcz! Po chuj  się wcinasz?!
- Nie, nie dam!
-Gdzie ty idziesz?! -Nie wiem jak to zrobię, ale wracam do Indiany! - no to mi przyjebała tymi słowami, nie pozwolę! Podbiegłem do niej i wziąłem ją na ręce, nie mogła już uciec. Popcorn wezwał taksówkę i pojechaliśmy do domu. Dzwonek zagrała przed bratem głupią i powiedziała ,że „źle się poczuła”. Mądre dziecko!
******
Hah, jak fajnie teraz to czytać :D Jednak wspomnienia z lata są żywe :3
Proszę, komentuuuuuujcie :c Proszę, ładnie proszę :c


piątek, 5 lipca 2013

No heeeej :3

Lejdis end dżentelman, niedawno odkopałam stary zeszyt z moim pierwszym opowiadaniem, które bazgrałam w lipcu zeszłego roku, i w sumie stwierdziłam, że najgorsze to ono nie jest, więc postanowiłam je wskrzesić :3
            Jako, że jest to moje pierwsze opowiadanie z okresu, w którym moja playlista wyglądała tak:
 - Guni, Guni, Guni i jeszcze więcej Gunsów
 - Nirvana, Kurt i Nevermind
 - Black Album i Master of puppets
 - AC/DC, 4 piosenki na krzyż
 - It’s my life
 - Light my fire i L. A Woman
 - Under my thumb, Satisfaction

 No więc nie trudno się domyślić, że to fanfiction jest o wspaniałym zespole, który nazywa się Guns n’ Roses :3
Rozdział I powinien pojawić się w poniedziałek, bo w weekend jestem nad jeziorkiem B|
~Pozdrawiam,  Mrs. McKagan
(właśnie, będzie dużo Duffa XD)