wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział II

ZALECANY PODKŁAD MUZYCZNY:
          Obudziłem się równo w południe. Całą noc nie spałem. Myślałem o tym c mogło się stać i o tym, że jestem idiotą, że mogłem stracić sens życia. Po jeszcze kilku przemyśleniach zszedłem na dół, do kuchni. 
          - Hej Slash, znasz jakiegoś dobrego psychoanalityka? 
 - Pokój na strychu jeden przez dwa - Kudłaty odpowiedział przygryzając tosta i popijając go kawą. Mówił takim w chuj poważnym tonem. Z resztą jak zawsze. Dziwny człowiek. Zabrałem płatki śniadaniowe i poszedłem na górę. Co prawda jedno piętro wyżej, ale zawsze to "góra". 
         - Witaj dziecino! - rzuciłem na powitanie. W pokoju zastałem piszącego Axla, który właśnie wgapiał swoje zielone oczy w to... toła... tao... NO TO KURWA COŚ PRZY CZYM BABY SIĘ TAK PINDRZĄ!  Stały tam jakieś szminki, błyszczyki, pędzle, pudry i inne badziewia. Wisiało nawet boa (O.o) Rudy wskazał mi na wielkie drzwi. Przeszedłem przez nie, do "artystycznej pracowni Panny Isbell". Najpierw musiałem wykonać slalom między sztalugami, które stały tam w celu wysuszenia się znajdujących się na nich dzieł sztuki. Potem musiałem się jeszcze rozejrzeć, żeby dostrzec, że obiekt moich poszukiwań chodzi po wielkim stole kreślarskim.Przy swoim zajebistym metrze pięćdziesiąt siedem po prostu po nim chodziła. Tak było prościej. W ręce trzymała butelkę Jacka Danielsa, do połowy pustą. Zabrałem jej trunek i pouczyłem, że to nie zdrowo pić od rana. 
          - Daruj sobie. Wiesz, że przez wydarzenia ostatniego tygodnia straciłeś w moich oczach. 
 - Wiem. 
 - To teraz opowiedz mi co Cię gnębi. 
 - Skąd wiesz, że coś mi leży na wątrobie?
 - Bo Cię, kurwa, idioto znam. Gadasz czy nie? - i zacząłem moje przemówienie o chwytającym za serce tytule "ja jestem jakiś pomylony". Rozpocząłem od tego, że Mandy mnie zostawiła, przez to, że kumpel wyciągnął kopyta w moim pokoju hotelowym, kończąc na wizycie w szpitalu. 
 - Mogę się pociąć? - takim właśnie akcentem zakończyłem. 
 - Tylko spróbuj, to powiem Izzyemu, po co tak naprawdę byliśmy w szpitalu. 
 - Dobra, odpada. A pojedziesz ze mną do Kambodży? 
 - Czemu do Kambodży? Co masz zamiar tam robić? 
 - Bo to całkiem obce miejsce. Schlejemy się w cztery dupy i zgubimy. 
 - Przecież dokładnie to samo mamy tu. 
 - No tak, zapomniałem. 
           - Dobra, chodź już pomylony człowieku, rzygać mi się chcę od zapachu tej jebanej farby - Yo chwyciła mnie za rękę i pobiegła do kuchni. Pod drodze zgarnęliśmy Rudego, a u celu naszej podróży po domu wpadliśmy w Pana Stradlina. 
 - Masz list z Indiany siostrzyczko moja zdeprawowana. 
 - Kto to? Co chcę? - dopytywałem zaglądając Małej przez ramię. 
 - Susan, otworzyła ośrodek wypoczynkowy w domu babci, zaprasza nas.
 - O co chodzi, że tak drzecie mordy? - zapytał wtaczając się do kuchni Steven. Chyba też miał ciężką noc. 
 - Jedziemy na wakacje!
 - Ja nigdzie nie jadę - rzucił Axl wychodząc z kuchni.
 - Pakować się - westchnął Izzy. Zrobiłem to, o co prosił. Gdy wróciłem na dół, Yo i Stevena nie było. 
 - Gdzie 2/3 naszej niepokonanej trójcy? 
 - Poszli do sklepu po artykuły niezbędne do przeżycia. I o tak mrugali! - w tym momencie nastąpiłą prezentacja mrugania w sposób "o tak!" Znaczy, że są w monopolowym. Nie będę ich szukał. Zaraz wrócą. A nie mówiłem! Ma się wyczucie czasu, no nie? Rozłożyliśmy butelki do naszych toreb i akcja "Izzy żyje w nieświadomości, że kumple z jego zespołu i młodsza siostra przemycają alkohol do Indiany" zakończyła się sukcesem

*****
O kurwa... Palce mnie bolą ;-------;


2 komentarze:

  1. zajekurwabiste...!!!! Xd To..tola..tao..trudny wyraz

    OdpowiedzUsuń
  2. Wykurwiście fajne.xd
    Czemu Cię bolą? Co robiłaś? znów się puszczałaś.xd
    wiedziałam.xd Czekam na dalej skarbie. bardzo mi się podoba. <3
    Twoja Shelly. ;*

    OdpowiedzUsuń